Jedno dziecko wstało przed drugim, więc z tym jednym dzieckiem zaczęłam dzisiejszy popołudniowy szał pastelami :) Drugie dziecko dołączyło po kilkunastu minutach.
Miałyśmy rysować wiosnę, ale nam wiosna nie wyszła. Za to wyszedł potwór, robak, tęcza i słońce a po zawieszeniu na ścianie okazało się, że jest tam wiele innych rzeczy. Zmiana perspektywy i nasze dzieło zaczęło wyglądać zupełnie inaczej.
Różnorodność kolorów, łatwość używania, możliwość rozcierania i efekty jakie zostawiają na kartce suche pastele, to jest coś co lubimy :) Po skończonej pracy rysunek można zaimpregnować lakierem do włosów.
Zabawa wciągająca dla Igi i tytuł pastelowego mastera otrzymała dziś ona. Eva bardziej zainteresowana była ukryciem się z wybranym kolorem w celu konsumpcji niż samym malowaniem. Moje młodsze dziecko zdecydowanie bardziej lubi duży format w połączeniu z farbą.
Do dyspozycji miałyśmy 25 pięknych kolorów, a mimo to dzieci nie wyglądały jakby przebiegły przez tęczę. Ich wygląd wskazywał bardziej na to, że właśnie wyszły z komina.
Moja obserwacja którą chcę się podzielić - pastele są mniej syfogenne niż farby.... śmiało można zaczynać malowanie od rana :)
Wisi na ścianie i cieszy oko :D
BAWIMY SIĘ!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz